z samolou autobusem na terminal. ustawiamy sie grzecznie przy tasmie do odbioru bagazu. czekamy, czekamy i czekamy i tak sobie czekamy az godzine. poczatkowo atmosfera spokojna, po jakims czasie ludzie zaczynaja sie troche irytowac. najbardziej ludzie interesu. turysci maja czas. po godzinie wjezdzaja walizku na tasmie i wreszcie mozemy sobie wyjsc na spotkanie dalszych przygod. poniewaz mielismy kupiony bilet 72-dniowy przez internet, postanowilismy odebrac go od razu na lotnisku. do hotelu postanowilismy pojechac srodkami komunikacji miejskiej. mozna sobie pozwiedzac przy okazji miasto. lotnisko tegel jest taka dziwna budowla. rotunda. z termunalu c (na ktory dolecielismy) musielismy przemiescic sie na terminal a. i tak sobie maszerujemy dookola. po drodze dowiedzielismy sie dlaczego musielismy czekac tak dlugo na nasze bagaze. odbywal sie wlasnie strajk tych sluzb. zaopatrzono nas rowniez w odpowiednia ulotke. po podrozy i dlugim czekaniu na bagaze bylismy sprawgnieni kawuski. zamawiamy kawe i ciacho a pan ekspedient mowi do nas po polsku. nie mam pojecia skad wiedzial, ze znam polski. z malzonkíem rozmawialismy po szwedzku. moze akcent? mile, pierwsze wrazenie na obcej ziemi. kawa, nawet smaczna, kosztuje 2,90 a mufin 2.30, oczywiscie euro. w terminalu a otrzymalismy nasze bilety i po uzyskaniu wyczerpujacej informacji ustawilismy sie na stanowisku autobusowym. nasz hotel lezy przy alexander plats, wiec calkiem centralnie. z lotniska mozna jechac expresowym busem TXL, albo tak jak my X9 do zoologische parken, a tam przesiasc sie do S-bahn. szybko i sprawnie. pozniej jeszcze tylko maly specer do hotelu i wreszcie mozna sobie odpoczac po "wyczerpujacej" podrozy.
wieczorem wyruszamy w poszukiwaniu miejsc z duzymi ekranami celem ogladania meczy. jest ich duzo. troche zglodniali znajdujemy dosyc sympatyczna restauracyjke i odpoczywamy przy jedzeniu.