minelo te pare dni relaksu. czas wracac do codziennosci. po sniadaniu i zalatwierniu formalnosci hotelowych udajemy sie do sassnitz. po drodze ogladamy ciekawostke architektoniczna z czasow hitlerowskich. to mial byc wczasowy osrodek dla jego wspopracownikow. 4-kilometrowy budynek! osrodek wczasowy! polozony wspaniale nad brzegiem morza. mial zawierac wszystko to, co potrzebne jest do dobrego wypoczynku. stolowki, rozrywki, m.in. zbudowane solidnie rekami jencow. tak solidnie, ze zadne sily nie byly w stanie zniszczyc tego. w tej chwili wszystko jest w stanie oplakanym. az szkoda, ze niszczeje taki obiekt. wrazenie niesamowite. nie mam niestety zadnego zdjecia, poniewaz dziwnym zrzadzeniem losu aparat rozladowal sie i klops. miejscowosc nazywa sie Prora.
wreszcie docieramy do promu. a tu niespodzianka. akurat padlo na nasz autobus. straze graniczne kontroluje prawidlowosc wypelniania wszystkich formularzy przez kierowcow. zajelo to bardzo duzo czasu i na zakupy w sklepiku portowym nie bylo zbyt wiele czasu. wiekszosc uczestnikow wycieczki byla tym bardzo zmartwiona.
tym razem plynelismy wiekszym promem ze szwedzka obsluga. zjadlam obiad i po chwili bardzo tego zalowalam. zaczelo potwornie hustac i rzucac nami na wszystkie strony. obiadek dawal znac o sobie. po tych przezyciach wreszcie docieramy do stalego ladu i od razu jest lepiej. pozna noca docieram do domu. troche zmeczona, ale zrelaksowana.