to byla druga wycieczka w czasie mojego pobytu z Alanii. nazwa calej wypracy to Kapadocia. trzy dlugie dni w podrozy!!!. z hotelu wyjechalismy okolo 4 rano. ciemno i dosyc chlodno. na wstepie wyprawy wydarzyla sie smutna historia. do naszego busiku dobiegla jakis zdenerwowany chlopak (wygladal na odurzonego czyms) i zaczal awanture z kierowca i z naszym przywodnikiem. obydwaj sa turkami, ale pan przewodnik mowi dosyc dobrze po polsku. zdumiewajace jak wielu turkow zna chociazby troche polski jezyk. bylo duzo krzyku i nawet jakies przedmioty latajace do i z busiku. po tych rozbudzajacych przezyciach jedziemy w trase. po drodze zabralismy jeszcze pare osob i .....................jazda tureckimi drogami. niczego sobie. na wiekszosci odcinkow brakuje pasow i chyba nikt sie tym nie przejmuje. samochody jada jak chca (po prawej, lewej, srodkiem i pod prad). szczesliwie dojechalismy do naszego pierwszego przystanku na sniadanie. pierwsze co nas zaskoczylo to temperatura - zimno. pani w biurze turystycznym powiedziala, ze nie ma zbyt wielkich roznic temperatur miedzy alania i konia. OK. bylo zimno, a my biedne zajaczki w letnich ubrankach. to nic, ale za to przy postoju stragany z SZALIKAMI z paszminy. jaka radosc!!!!!!!!!! jak sie okazalo, byly one stosunkowo drogie, no ale .......po malym posilku jedziemy dalej. Konya i Derwisze. wszystko bardzo interesujace. zmeczone po trzech dniach jazdy, ogladania, wytrzeszczania oczu na wszystkie cuda i dziwy wracamy do hotelu. na wiecej wypraw niestety nie wystarczylo juz czasu.